wtorek, 17 września 2013

Początek końca cz7

Obudziło mnie mocne szarpnięcie a potem ból głowy spowodowany uderzeniem się o metalowy drążek fotela.
-Ała! co jest?!
Warknęłam wyczołgując się z podłogi na fotele samochodu.Jednak po chwili znów nastąpiło to samo.Auto mocno się zatrzęsło a ja znów straciłam równowagę upadając na dół.
-Fuck..
Mruknęłam łapiąc się za głowę z której zaczęła lecieć krew.
-Uważaj! Mamy bombowe towarzystwo
Rzucił Tori robiąc ostry zakręt wymijając rzucony w naszą stronę granat,który wybuchł.
Otarłam czoło z krwi.
-Zajmę się nimi ! To pewnie ludzie Ivana.
-Nie nie wypuszczę cię,oni cię zabiją a oboje musimy dostać się do samolotu!
Krzyknął robiąc kolejny ostry zakręt,tym razem przytrzymałam się fotela i nie zleciałam na dół.Zerknęłam przez tylnią szybę by sprawdzić co się dzieje.Za nami jechały dwa auta,z jednego wychylał się facet,który strzelał do nas z karabinu zaś z drugiego auta wychylała się jakaś dziewczyna rzucająca granaty.
-Toretto daj mi broń!
-Nie!
-Daj mi cholera ten pieprzony pistolet!
-Nie!
-Sama sobie wezmę!
Wrzasnęłam zirytowana i sięgnęłam w spodnie Toriego szukając broni.
-Hej! Co ty!
Mruknął Tori lekko czerwieniąc się na twarzy.
-Zamknij się..nic ci nie robię...
Mruknęłam i wyciągnęłam pistolet,po czym wcisnęłam guzik by szyberdach w samochodzie się uruchomił.
-Głupia zabiją cię!
Protestował Tori ale ja go nie słuchałam wychyliłam się przez otwór w dachu i wycelowałam w dziewczynę,która rzucała granatami.Za pierwszym razem trafiłam w sam środek jej czoła.
-Ha!
Zaśmiałam się celując w kierowce auta.Prawie już go miałam ale Tori skręcił gwałtownie w prawo a mi z rąk wyleciał pistolet.
-Kurwa!
Krzyknęłam schylając głowę by w nią nie dostać.
-Prawie go miałam a ty to zepsułeś!
-Wybacz ale nie chciałaś bym wje...
Nie dokończył ponieważ wjechało na nas drugie auto powodują że nasz samochód przewrócił się na bok.
-Cholera...
Usłyszałam zachrypnięty głos Toriego.Sama wybiłam szybę nogą by wydostać się z auta.Dookoła był dym nic nie było widać.Strzepnęłam kurz ze swojego ubrania i spojrzałam się przez siebie.Zmrużyłam oczy i gwałtownie przechyliłam się w bok.Kilka centymetrów obok mnie przeleciała kula.
-A prawie cię miałem.
Odparł wysoki szczupły jasnowłosy mężczyzna.
-Ja miałabym cię wcześniej.
Odparłam irytująco.To był ten sam koleś,który kierował autem.
-Trzeba było strzelać,twój błąd.
Przed oczami ujrzałam pistolet.
-Teraz ja mam okazje.
Prawie nacisnął spust ale w ostatniej chwili rzucił się na niego Tori wyrywając mu rękoma pistolet.
-Zakuro weź z auta broń szybko !
Posłusznie pobiegłam do samochodu.Zaczęłam kopać w bagażnik by się otworzył.Po chwili wyciągnęłam karabin i wzięłam swój miecz.
-Trzymaj!
Tori odepchnął mężczyznę od siebie i złapał karabin.W odpowiedniej chwili zaopatrzyliśmy się w broń.Z pozostałych aut wysiadło kilku mężczyzn.
-Widzę tutaj niezłą imprezkę.
Zaśmiałam się wyciągając miecz.I w tedy się zaczęło walczyłam z trzema facetami,falowałam mieczem niczym pędzlem na płótnie.Po chwili ich załatwiłam,zerknęłam w stronę Toretto,który strzelał do każdego kto się zbliżył.W końcu wszyscy zostali załatwieni a my w spokoju mogliśmy dojść do samolotu.
-Bierzemy broń z auta?
-Tak,ale nie wszystko.Pomożesz mi ją przepakować.
Kiwnęłam potakująco głową gdy nagle poczułam mocny uścisk na szyi.
-Poddaj się a puszcze ją
Warknął ten sam mężczyzna,który chciał mnie wcześniej zabić.Jak to możliwe że nie został zabity.
-Zakuro!
Przejął się Tori,nie wiedział co ma zrobić stał bez ruchu z zaskoczoną miną.
-Poddacie się czy mam ją zabić a potem ciebie!?
Zauważyłam na jego szyi łańcuszek na którym był przyczepiony nieśmiertelnik.Było na nim coś wygrawerowane..coś po rosyjsku.Przymrużyłam oczy by dostrzec co tam pisze.To było imie Sasha.On miał na imie Sasha.To ten zabójca na zlecenie o którym kiedyś wspominał Ivan.
-Tori biegnij!
Krzyknęłam,a zdezorientowany Sasha dostał kopniaka w krocze.
-Ty mała szamto..
Mruknał upadając na ziemie.Ja zaczęłam biec za Toretto w stronę samolotu.Kiedy Sasha mógł stanąć na nogi my siedzieliśmy już w środku małego samolotu.Tori zasiadł na miejscu pilota i zaczął startować.Wyjrzałam przez małe okrągłe okienko w samolocie widząc jak Sasha krzyczy coś do nas wymachując złowrogo rękoma.Zaśmiałam się pokazując mu środkowy palec.
-Z nami nie łatwo wygrać
Szepnęłam pod nosem cicho się śmiejąc.




sobota, 14 września 2013

Początek końca cz6 ciąg dalszy.

Śnił mi się mój dom,polana na której biegałam wraz z przyjaciółmi było tam cicho i spokojnie jakby wszystkie problemy zniknęły.Wszystkie wilki pobiegły nad rzekę ja dorównałam im kroku i wtedy niebo zrobiło się czarne a woda zaczęła się burzyć.Zerwał się zimny wiatr a na ciemnym niebie pojawiły się błyskawice,ziemia zaczęła pękać a do otchłani wpadali moi rówieśnicy.Chciałam im pomóc jednak nie mogłam moje ciało było sztywne a w moich uszach rozbrzmiewał tylko głos Ivana"Im już nie pomożesz,i nikomu innemu"
-Niee!
Krzyczałam przez sen nie mogąc się z niego wybudzić.Dopiero gry Tori uderzył mnie dość mocno w policzek zerwałam się ze snu szybko oddychając.
-Zakuro wszystko gra ?
Zerknął na mnie z lekkim uśmiechem ale jego przerażenie można było wyczytać z oczu.
-Tak...teraz boli mnie tylko polik.
Burknęłam masując obolałe miejsce.Zerknęłam w stronę okna samochodu,nie wiedziałam gdzie teraz jesteśmy.Widziałam tylko jakieś pola i pustkowia żadnych domów tylko przebijające się promienie słońca.
-Dopiero świt.
Odparłam cicho ziewając
-Tak jeszcze długa podróż przed nami.
-A gdzie jesteśmy?
Zerknęłam na niego.
-Jesteśmy z jakieś sto kilometrów do Nowego Jorku.
-Dlaczego się cofamy przecież to nie w tą stronę!
Tori się tylko zaśmiał kiwając głową.
-Startujemy z naszego prywatnego lotniska tak zlecił Aleksander,a ono nie znajduje się w centrum miasta kochana.
-Dobra..rozumiem..daj mi spać.
Rzuciłam i z przedniego fotela wygramoliłam się na tylnie siedzenia gdzie było o wiele więcej miejsca i mogłam się położyć.
-Wygodnicka...i tak za jakąś godzinę dojedziemy na miejsce.
Zaśmiał się Toris a ja go już nie słuchałam bo byłam pogrążona w śnie.

Tym czasem u Ivana:
Była godzina 19:00 jak zawsze przesiadywałem w swoim gabinecie przeglądając papiery i popijając kawę,gdy nagle rozległo się głośne pukanie w drzwi.
-Wejść
Drzwi otworzyły się i weszło dwóch moich ludzi który mocno trzymali jakiegoś młodzieńca.
-Witam was panowie co się stało ?
Wstałem zerkając na młodego chłopaka.Jego wzrok sam mówił za siebie był wściekły.
-Ten obywatel był szpiegiem i współpracował z amerykańską agencją,która ma jakieś plany co do naszych rządów.
Pokiwałem głową podpierając się jedną ręką o drewniane biurko.
-Wszyscy jesteście popierdoleni! Psychicznie chorzy rządzący tym czym się wam nie należy!
Wrzeszczał chłopak wyrywając się z rąk mężczyznom.
-Podziwiam twoją mądrość..
Uśmiechnąłem się otwierając szufladę.
-Ale już nie będzie ci ona potrzebna
Sięgnąłem po broń,która znajdowała się w mojej szufladzie i strzeliłem do chłopaka.Kula przeszyła jego głowę,upadł a krew wypływająca z jego czoła ubrudziła podłogę w gabinecie.
-Zabierzcie go.
Rzuciłem przecierając pistolet szmatką.
Usłyszałam huk dobiegający z gabinetu Ivana.Zaniepokoiłam się i wyszłam z pokoju,powoli szłam przez długi korytarz w stronę schodów.Wychyliłam się za barierę obserwując co się dzieje.Zauważyłam dwóch mężczyzn ubranych na czarno jak niosła kogoś przykrytego w czarnym woku.Po moim ciele przeszedł lekki dreszcz a jedyną myślą w mojej głowie było to,że Ivan kogoś zabił.Gdy mężczyźni przekroczyli próg wyjściowych drzwi pałacu postanowiłam zejść na dół.Ostrożnie stawiałam stopy na drewnianych schodach by nie usłyszał mojego schodzenia.Byłam już blisko gdy rozległ się głos mojej siostry.
-Katerino pozwól na chwilę.
Westchnęłam cicho i zawróciłam się na górę gdy nagle poczułam zimny dotyk czyjeś ręki na mojej dłoni.
-Nie ładnie tak podglądać innych.
Odparł tym sowim spokojnym przeszywającym głosem patrząc się prosto w moje oczy.
-Ale ja nic nie zrobiłam.
Odparłam spokojnie by ukryć mój strach przed nim.
-A teraz proszę mi wybaczyć siostra mnie wzywa czyli twoja przyszła małżonka.
Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i szybko wbiegłam na górę.